Koniec świata. Apokalipsa. Sąd Ostateczny. Kres Dziejów. Sama pamiętam chyba trzy daty potencjalnego końca świata „za moich czasów”. Niby się tym nie przejmowałam ale podświadomie pojawiał się we mnie jakiś procent lęku, bo co jeśli to jednak prawda? Ale jak w 2000 roku świat się jednak nie skończył, to już mi przeszło. Apokalipsa w Şirince – odkryj ze mną tajemnicę końca świata.

Ostatnio zastanawiam się też nad tym dlaczego tak bardzo ciekawi nas co się dzieje po śmierci. Skąd bierze się potrzeba zyskania pewności, że jak już umrzemy to coś się wydarzy? Będziemy bezpieczni w wieczności. Najciekawsze, że tę pewność zazwyczaj potrzebujemy uzyskać lub potwierdzić z zewnątrz, w zinstytucjonalizowanej religii np. To co czujemy lub w co wierzymy samodzielnie, zwłaszcza jeśli nie umiemy tego nazwać, przyporządkować, uważamy za mniej wartościowe, bez znaczenia.

A co jeśli nie wydarzy się nic? Czy to właśnie dlatego boimy się śmierci? 

Do Şirince dojechałam na motocyklu przyczepiona do pleców kolegi. Miałam trochę za ciasny kask i rozbolała mnie głowa. Nie przeszkodziło mi to w zachwycaniu się zakręconą jak serpentyna drogą i zielenią wlewającą się do moich oczu i przez wszystkie pory w skórze. Zieleń bardzo mnie cieszy, zawsze, ale zwłaszcza zimą. 

Niedaleko Şirince jest Meryem Ana Evi, czyli dom, gdzie Dziewica Maryja spędziła ostatnie lata swojego ziemskiego życia pod opieką Apostoła Jana. Właśnie tam dostąpiła wniebowstąpienia. Mówi się o nadzwyczajnej energii tego miejsca i jego okolic. Sława tej części południowo-zachodniej Turcji sięgnęła daleko. Na tyle daleko, że kiedy 21.12.2012 roku błędnie zinterpretowano kończący się w kalendarzu Majów cykl, to pojawiła się plotka, która rozsławiła Şirince na całym świecie. 

Ludzie doszukiwali się w tej dacie kolejnego Armagedonu i ostatecznego upadku cywilizacji. A ta malownicza wioska, Şirince, jako jedno z dwóch miejsc na świecie, miała zostać uchroniona przed kataklizmem. I tak w grudniu 2012 roku mieścinę z 1000 mieszkańców najechało 60.000 turystów z całego świata. 

Energię sprawdziłam. Jest fantastyczna. Świadczy o tym częstotliwość z jaką tego dnia się uśmiechałam i słodkie, relaksujące zmęczenie mięśni po całym dniu szwędania. Kilka razy zbłądziliśmy w alejkach Şirince kuszeni szerokim wyborem win owocowych (granaty, wiśnie, brzoskwinie), z których domowej produkcji słynie to miejsce. 

Wróciłam i zrozumiałam, że ten śmiech, energia, ona jest we mnie, owszem pobudza się w miejscach które ze mną rezonują. Ale oznacza to też, że tego dnia zasiałam w sobie myśl, że moim schronieniem przed dniem zagłady jestem ja sama. Nie ważne co stanie się z powłoką, ja na zawsze będę tą energią, a jak już przestanę istnieć w swoim ziemskim ciele, to ta energia na pewno się nie zmarnuje. Wkręci się pewnie do jakiejś tęczy, powędruje na inną, ekscytującą planetę, albo będzie wirować sobie we wszechświecie sprawiając, że inni będą śmiali sie wniebogłosy. 

Nie boję się końca świata i nie będę się nim martwić. A żyć chcę szczerze, w miłości i zdrowiu, planując i odbywając kolejne zapierające dech w piersiach podróże poznając każdy możliwy zakątek ukochanej Turcji.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *