Wiadomość sprzed 12 tysięcy lat. Zasypana skałami i gruzem. Zasypana czasem. Göbekli Tepe, “katedra na wzgórzu” miejsce nazwane tak przez archeologa – Klausa Schmidta, który poświęcił temu odkryciu swoje całe życie zawodowe.
Najstarsze, odnalezione do tej pory na świecie miejsce kultu stworzone przez człowieka, które obala ustalone przekonania o początkach cywilizacji. To dekonstrukcja wyobrażeń o Neolicie. Lokalizacja wybrana celowo, ze względu na położenie, wysokość. Bloki skalne, płaskorzeźby w kształcie dzikich zwierząt, ceremonie żegnające zmarłych i podkreślające poczucie wspólnoty, czczące najjaśniejszego Syriusza. A to wszystko zanim człowiek poznał smak osadnictwa, rolnictwa, udomawiania zwierząt, podwalin tego co dzisiaj nazywamy cywilizacją. Zaczęło się od potrzeby rytuału ludzi w ciągłym ruchu, zwinnych łowców i zbieraczy, którzy kręgosłup swojej społeczności oparli na harmonii z naturą i czerpaniu z jej zasobów bez nadmiernej eksploatacji.
Co czułam? Myślałam o tym miejscu od kilku już lat. Wzywało, ale moment musiał być odpowiedni. I był. Dotarłam. Z bliską memu sercu osobą. Odkrywałyśmy w swoim tempie, naprzemiennie w ciszy, w gwarze zachwytu, rozmawiając, omawiając, zamykając oczy żeby poczuć tętno ziemi. Czułam żar ziemi, ciekawość i miłość, która otulała mnie z każdej strony.
Czy potrafimy zamilknąć jako świat i odczytać w skupieniu wiadomość sprzed 12 tysięcy lat? Wciąż mam co do tego wątpliwości. Mają je nawet najwięksi z uczonych pracujący nad tajemnicą Göbekli Tepe ( z tureckiego: Brzuchatego Wzgórza). Jedno wiem na pewno. Kiedy patrzę przez okno na rozświetlone blaskiem miasta niebo, gdzie ledwo już widać na nim ukryte we wszechświecie gwiazdy, to wiem, że nie chce ich zgubić, bo są drogowskazem. Myślę sobie, że chcę bez końca dekonstruować wyobrażenia o sobie i obalać wachlarz ustalonych wcześniej przez kogoś przekonań. Nigdy nie wiadomo na jaką wiadomość natrafię i jakie wykopaliska zapoczątkuję. Bo przecież czy wszyscy kiedyś nie chcieliśmy chociaż raz zostać Indianą Jonesem?