– Mąż wcześnie umarł. Dzieci wyprowadziły się do Stambułu i nie chciały już odwiedzać matki. Przez 18 lat mieszkała samotnie tutaj niedaleko, w domu wydrążonym w skale, w dolinie Soğanlı. Zawsze jak miałem jakąś zagraniczną grupę, albo przejeżdżałem tędy to odwiedzałem Fatmę Teyze (tur. – Ciocię). Kiedyś włoska rodzina, którą tutaj przywiozłem kupiła od niej wszystkie ręcznie wydziergane z wełny okolicznych owiec skarpetki. A dziergała je przez rok. Tak się ucieszyła, że przygotowała wspaniałe śniadanie dla wszystkich. Kiedyś nie otworzyła mi drzwi. Dowiedziałem się, że umarła. Płakałem, bo okolica bez niej już nie była taka sama. Była dzielną i odważną kobietą, bo życie tutaj nie jest łatwe.
Ergun wziął głęboki oddech i zaczęliśmy dalej wspinać się zboczem doliny. Serce mi pękało z rozkosznego zachwytu nad wszechobecnym krajobrazem, tajemniczymi kościołami z VI czy XIV wieku. Tylko my, natura i subtelne freski. Subtelne tylko pozornie, bo przetrwały więcej niż my kiedykolwiek damy radę. Wciąż trwają, a ja ich dzisiaj dotykałam, przez chwile wyobrażając sobie proces ich powstawania.
– Pracuję jako przewodnik już 30 lat. Znam te wszystkie trasy i miejsca na wylot. I wiesz co? Nigdy nie przeżyłem dwóch podobnych dni. W każdym dniu dostrzegam coś nowego. Lubię swoją pracę.
Zaciągnął się fajkiem, podrapał po ziemistym, zmarszczonym od wiatru czole i ruszyliśmy dalej.