Ojciec miał dobre serce. Wspominam go ciepło. Chociaż zabolało mnie bardzo jak tuż przed śmiercią powiedział mi żebym nie wdawał się w żadne homoseksualizmy.
Gdyby to była historia obcego człowieka, nie wiedziałbym co myśleć. Zostawił swoją pierwszą żonę i pięć córek, dla kochanki, czyli dla mojej matki. Najstarsza z córek była w liceum. Który facet, co za człowiek tak robi? Ja uważam, że moja matka zniszczyła mu życie. Mówię to z pełną świadomością. Wolałbym żeby jej nie spotkał, nawet jeśli ja miałbym się nie urodzić. Robienie dzieci dla samego robienia dzieci jest głupotą. Kocham moje siostry oczywiście, ale z pozycji osoby dorosłej, biorąc pod uwagę ile jest dzieci na świecie, które nie mają rodziców, wychowują się w biedzie, uważam, że to wszystko było nieodpowiedzialne.
xxx
Dobrze zbudowany, średniego wzrostu, z aparatem na zębach. Mówi szybko. Nie może sobie znaleźć miejsca. Ma rozbiegane spojrzenie. Często opowiada żarty, po których od razu wybucha kaskadą śmiechu. Dawid jest weganinem. Szefem kuchni. Samouk. Na wewnętrznej stronie przedramienia ma tatuaż, krowa, gęś, świnia, owca i pies, a do tego napis BE KIND TO ALL KINDS.
xxx
– Nie chciałem jechać na pogrzeb ojca. Wiedziałem, że będzie tam matka i jej dzieci z pierwszego małżeństwa. Brak szacunku? Nikt kto nie przeżył tego co ja nie może oceniać moich zachowań. Obecność na pogrzebie nie jest oznaką szacunku. Dla wielu to odhaczenie tematu. Byłem, pożegnałem. Ja się bałem, że oni mnie potem znajdą. Będą coś ode mnie chcieli. Będą mnie prześladować, chodzić za mną do szkoły, do pracy. Mnie to przerażało. Przez wiele lat bałem się pójść na cmentarz do ojca, bałem się, że kogoś tam spotkam. Do tej pory nie chodzę tam w święto zmarłych.
TATA
Malarz, grafik, wagabunda. Pojawia się i znika, zostawiając po sobie pustkę i bałagan. Dla kręgów artystycznych postać kultowa. Za swoją sztukę poświęconą narodowi żydowskiemu został nagrodzony medalem Jad Waszem. Jego prace zdobiły największe galerie sztuki na całym świecie oraz prywatne kolekcje między innymi Jacky Kennedy, George’a Harrisona czy Barbary Streisand.
– Jak wsiadaliśmy do tramwaju to wystarczyło, żeby ojciec zawołał siostry po imieniu: Estera i Rebeka. Taka agresja się w ludziach budziła. Słyszeliśmy tylko: – wypierdalać Żydy. Ojciec był Polakiem, ale wyglądał i ubierał się jak Żyd. Dlatego nam się obrywało. Kapelusz, broda. Wierzę we wszystkie historie nienawiści, o Jedwabnem…Przeżyłem to na sobie. Nie w takiej skali, ale wiem, że zwykli ludzie mogą rzucać kamieniami w dzieci. Antysemityzm jest w Polsce bardzo zakorzeniony. Pamiętam jak Rebeka wyszła na balkon na Inżynierskiej. Dostała tak w głowę kamieniem, że w szpitalu wylądowała. Dorośli w nas rzucali kamieniami, a potem ich dzieci, bo taki dawali im przykład. – Wypierdalać Żydy! Normalka co? Mieszkaliśmy w kamienicy, która przed wojną należała do mojej babci. Może się bali, że chcemy im mieszkania odebrać. Nie wiem.
Jechaliśmy autobusem, gdzieś przy pętli 522 i 122, kierowca zatrzasnął nogę mojej siostrze. Ojciec musiał za nią biec. Dobrze, że to był już ostatni przystanek. Krzyczał żeby kierowca otworzył drzwi. Miała zakleszczoną nogę, a ojciec biegł i przytrzymywał swoje dziecko. A ten chuj nic….Ojca też kiedyś potrącił tramwaj. Zaparł się o niego butami, jak go przewrócił to jechał jeszcze chyba przez dwadzieścia metrów. A my to widzieliśmy, krzyczeliśmy i płakaliśmy. Nic mu się nie stało na szczęście.
Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale mieszkaliśmy jakiś czas w squacie na Żoliborzu. Wydaje mi się, że ojciec nas zabrał z Pragi, po tym jak zobaczył, że matka nas bije, a starsze rodzeństwo trzyma nas pod stołem w kuchni. Nie wiem skąd on wziął to miejsce. Czy ktoś mu o nim powiedział? Stary dom, opuszczony, przedwojenny, przeznaczony do rozbiórki. Bez światła, elektryczności, bieżącej wody. Mieliśmy kuchnię i pokój. W drugim pokoju jakieś rzeczy, które tata dostawał dla nas chyba z opieki społecznej, ubrania i takie tam. Może ja byłem mały i mi się wydawało, że to była wielka góra. Góra brudnych rzeczy, których nie mieliśmy jak uprać. Chyba spaliśmy w kuchni. Miałem wtedy osiem, dziewięć lat.
Jak wyglądał nasz dzień? Wstawaliśmy. Ojciec często musiał iść i oddać obrazy do galerii. My we troje razem z nim chodziliśmy. Trzymał nas, ciągnął tak naprawdę. Wtedy oddawał obrazy na Starówce. Galeria u Pana Ż. Kupował za grosze, a sprzedawał za tysiące. Ojciec godził się na wszystko.
Malował tylko w domu. Wszystkie potrzebne rzeczy kupował na Mazowieckiej. Tam jest Związek Polskich Artystów Plastyków, główna siedziba i sklep. Pamiętam zapach farb. Pamiętam jak przez mgłę. My się za bardzo nie interesowaliśmy co on tam robi. Bawiliśmy z bezdomnymi kotami. Pamiętam, że Rebeka zrobiła jednemu smycz. On jej uciekł. Wskoczył do piwnicy, zahaczył się o kraty i się udusił. Bezdomne koty, bezdomne psy. My wszystkich przygarnialiśmy. Karmiliśmy je. Nie wiem skąd braliśmy dla nich to jedzenie. Ale te zwięrzęta nas kochały. Byliśmy jak taki cygański tabor. Latem jedliśmy wszystkie owoce, które rosły dookoła domu. Mirabelki, gruszki, porzeczki, agresty. Jeszcze wtedy strasznie dużo tego rosło w Warszawie.
Bawiliśmy się też w lesie pobliskim. Samopas. Matka wpadała raz na jakiś czas. Zabierała wszystko co mieliśmy do jedzenia. Dla tych swoich dzieci, które były już dorosłe, darmozjady i obiboki. Oni już poza tym mieli swoje dzieci. Zabierała pomarańcze, które dostawaliśmy. Wszystko bez cienia wyrzutów sumienia.
Ojciec zawsze mi powtarzał, że muszę być wyrozumiały dla niej, bo ona dużo przeszła. Ok, ale są jakieś granice. Możesz dużo przejść chociaż nie daje Ci to prawa do znęcania się nad swoimi dziećmi. Mama ma korzenie żydowskie, ale niewiele wiem o jej przeszłości.
W szkole nie pamiętam dyskryminacji. Jedyna jakiej mogłem doświadczyć to ze względu na biedę. Miałem jednego kolegę Konrada, który zawsze oddawał mi swoje kanapki. Nikt nie chciał się z nami bawić. Nie pamiętam, żeby nauczyciele jakoś specjalnie chcieli nam pomóc. W pierwszej i drugiej klasie miałem strasznie słabe oceny. Potem już miałem czerwony pasek. Byłem najlepszy w klasie.
Tata miał przyjaciela, Pana P. Mały, z siwymi włosami, też jakiś artysta chyba. Mieszkaliśmy w jego mieszkaniu w Alejach. Tam przeszliśmy odrę albo ospę. Ojciec nas leczył malinami w syropie. Ja miałem taką gorączkę, że traciłem przytomność. Pan P w końcu nas wyrzucił. Ojciec zrobił straszny pierdolnik. Zdewastował to mieszkanie. To znaczy no pewnie my z nim zdewastowaliśmy. No, ale bardziej to po jego stronie leżało, bo my byliśmy dziećmi. Nie sprzątaliśmy po sobie. Wszystko było brudne, pełno resztek jedzenia. Dla taty to nie miało znaczenia. Takie życie jakie znają inni ludzie, codzienne, typu sprzątanie, zrobienie prania, umycie dzieci, dla niego to była abstrakcja. Dlatego jak moja stryjenka przyjechała i nas zobaczyła to się załamała. Zobaczyła w jakich my żyjemy warunkach. Przyjechała, a ja tylko słyszałem jak mówi: – Matko Boska! Matko Boska! No i chcąc dobrze zrobiła najgorzej jak mogła. Czyli oddała nas do zakonnic.
MAMA
Dawid nosi soczewkę kontaktową. Ale tylko na jednym oku. Ma w nim pogłębiającą się wadę. Wada jest konsekwencją odklejonej w dzieciństwie siatkówki. Matka uderzyła go w głowę deską, z której wystawał gwóźdź. Wbił się w skroń i uszkodził oko.
xxx
Wysoka, posągowa, z kaskadami czarnych włosów. Oczy obrysowane czarną kredką. Dawid nazywa ją Nefretete. Matka mówiła, że uwielbia rodzić dzieci, ale nie znosi ich wychowywać.
xxx
– Pamiętam, że bawiliśmy się w lekarza i oglądaliśmy się na golasa. Nie robiliśmy nic takiego, nic złego. Dzieci, które obserwowały matkę. Stwierdziliśmy, że też się tak pobawimy. Tarzaliśmy się na golasa. To dlatego, że widzieliśmy jak pijana uprawiała seks ze swoimi gachami. Na naszych oczach. A my po prostu chcieliśmy się bawić tak jak dorośli. Nie rozumieliśmy co się dzieje. Porozmawiałem o tym z Esterą i Rebeką czy one uważają, że to było jakieś…. Ale gdzie molestowanie jak ja miałem kilka lat. To jak mogłem molestować moje siostry, które miały jeszcze mniej, albo one mnie? To było bardziej odkrywanie swojego ciała.
Dawid mógł kiedyś zostać adoptowany przez dorosłą córkę ojca z poprzedniego związku i wyjechać do USA. Matka Dawida miała ograniczone prawa rodzicielskie. Musiała wyrazić zgodę na adopcję. Nie interesowała się Dawidem od lat. Zgodziła się na adopcję pod warunkiem, że dziewczyna zaprosi do USA również ją i zapewni jej tam warunki do życia. Adopcja nie doszła do skutku.
Jak Dawid stał się pełnoletni matka wytoczyła mu sprawę o alimenty. Odeszła z kwitkiem po tym jak sędzina z uwagą wysłuchała całej historii komentując podczas ogłaszania wyroku, że nie wyobraża sobie jako matka, co trzeba zrobić swojemu dziecku, żeby mówiło do Ciebie per Pani.
– Najpierw jestem ja, później moje dzieci, później Wasz ojciec, później długo długo nic, i na końcu Wy – mówiła Nefretete.
ESTERA-REBEKA
Trafiły do domu dziecka prowadzonego przez siostry zakonne. Nie można było rozdzielać rodzeństwa. Stryjenka mogła zaadoptować Dawida, Esterę i Rebekę. Nie dałaby rady. Wszyscy troje musieli zatem trafić do tego samego ośrodka. Chłopcy i dziewczynki musieli i tak przebywać w osobnych placówkach w dwóch różnych lokalizacjach w Warszawie.
– Miałem średnią 5.4 więc chyba dzięki temu siostry dawały mi spokój. Był tam też ksiądz kapelan. Jarał strasznie dużo fajek, można było w powietrzu wieszać siekierę. Zapraszał chłopców na wieczorne seansy filmowe na Canal + i sadzał sobie wybranków dnia na kolanach. My w pewnym momencie już nawet zaczynaliśmy zgłaszać dziwne akcje, zachowania i przemoc na policję. Ale siostry zawsze tłumaczyły zgłoszenia na swoją korzyść używając argumentów, że przecież my jesteśmy patologią i kłamiemy. Policja im wierzyła.
Nadzieja przyszła razem z wiekowym panem profesorem Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego. Wraz z żoną postanowili adoptować kilkunastoletniego Dawida i jego młodsze siostry. Własne pokoje, uregulowany tryb życia, pierwsza wspólna wycieczka nad morze, niewinne kłótnie rodzeństwa przy śniadaniu i szansa na normalność. Dawid wspomina ten czas beztrosko. Niestety któregoś dnia odwieźli ich powrotem do domu dziecka. Obiecali, że to tylko na chwilę i niedługo wrócą. Nie wrócili. Podobno nie spodziewali się, że adopcja dzieci to taki obowiązek i odpowiedzialność.
– Estera to ma taki pierdolnik w domu. Esterze i mnie to zostało do dzisiaj. Ja też mam tendencje do zatracenia się. W pewnym momencie nie widzę, że mi się nawarstwia bałagan. Rebeka cały czas sprząta. A Estera w ogóle nie sprząta. U Estery w domu jest tak jak mi się kojarzy, że my mieliśmy w domu. U mnie teraz jest trochę lepiej. Praca w kuchni i codzienne sprzątanie wyrobiły we mnie lepsze nawyki. Chociażby wkładania brudnych naczyń do zlewu, a nie zostawiania wszędzie na podłodze tak jak kiedyś robiłem. A Estera ma tendencję taką jak robiliśmy w domu. Czyli zebrania wszystkich brudów i schowania ich do jednego pokoju. Myślę, że to też oddaje trochę stan naszej głowy. Czyli zamiatanie do jednej części w głowie problemów, a nie rozwiązywanie ich. Upychanie. Ja mam to samo. Zamiatam problemy pod dywan. Nie umiem pielęgnować przyjaźni. Jakoś bardzo mi na nich nie zależy. Może to okrutnie brzmi. Nie to, że ja kogoś nie lubię. Ja po prostu nie mam takiej potrzeby. Jestem introwertykiem. Lubię siedzieć w domu. To był zawsze największy problem ze wszystkimi moimi partnerami. To, że ja nie chcę nigdzie wychodzić. Mimo, że pracowałem w klubach. Bawiłem się z milionem ludzi. Byłem w pewnym momencie najpopularniejszym selekcjonerem w Warszawie. Potem moje problemy zaczęły dawać się we znaki. To tak jak zwierzę, jak się źle czuje to się chowa w swoim legowisku. Ja nie mam jednego miejsca, o którym mogę powiedzieć DOM. Z jednej strony to jest fajne, a z drugiej nie. Większość ludzi jakby cokolwiek im się w życiu posypało to ma gdzie pojechać. U mnie brak takiego poczucia, że mam takie miejsce, jest stresującym mnie czynnikiem. Powstrzymuje mnie to przed podejmowaniem ryzykownych decyzji. Typu wyjechanie za granicę. Bo jak mi się nie uda to gdzie wrócę? Do czego? Do niczego.
– Miłość do zwierząt chyba faktycznie wyniosłem z dzieciństwa. Zawsze braliśmy do domu ptaki, które miały przetrącone skrzydła. Nie wiedzieliśmy co i jak. Na pewno popełnialiśmy błędy. Wszystkie myszy przygarnialiśmy. Rebeka robiła im legowiska. Kurwa myślę, że to było strasznie niehigieniczne. Koty rodziły u nas w mieszkaniu. Rebeka to pamięta. Bo Rebeka to robiła i ja. Rebece to zostało do dzisiaj. Ona przygarnia wszystkie zwierzęta. Jakbyś zobaczyła jak jest u niej w domu we Włoszech. Ona ma adoptowane psy, koty, papugi, kury kupiła żeby uratować je przez rzeźnią. Króliki, chomiki, wszystko ma. Tylko, że ona ma wielki dom z ogrodem. Dwa koguty też kupiła na targu. Takie te co były przeznaczone do uboju.
Któregoś dnia Dawid dowiedział się, że pojawiła się dla jego sióstr szansa na adopcję na Sycylii. Rodzina, która je adoptowała zabroniła im mówić po polsku, mimo iż nie znały jeszcze włoskiego. Były zmuszane do ciężkiej pracy fizycznej. Kiedy nagle zmarła kobieta, która je adoptowała dziewczynki wróciły do Polski, po czym zostały ponownie wysłane na Sycylię do innej rodziny. Przy okazji rozmowy na temat studiów dowiedziały się od przybranych rodziców, że nie stać ich na sfinansowanie nauki na wymarzonym uniwersytecie ponieważ to na transakcję adopcyjną przeznaczyli oszczędności swojego życia. Zakonnice sprzedały Esterę i Rebekę.
Dawid czasem dostawał listy. Każdy kolejny napisany coraz słabszą polszczyzną, aż w końcu przestały przychodzić, a kontakt ustał na lata.
SAMOTNOŚĆ
– Jak skończyłem osiemnaście lat to przeniosłem się do mieszkania, które miałem zapewnione przez Fundusz Pomocy Rodzinie. Dostawałem od nich kilkaset złotych miesięcznie, dorabiałem korkami z angielskiego i matematyki.
Z matką nie miałem kontaktu, ale martwiłem się o ojca. Podupadał na zdrowiu więc postanowiłem go odwiedzić. Był wychudzony, żyli znowu z matką razem. Koszmarne warunki. Chciałem go stamtąd zabrać. Do tego mojego mieszkanka. A on ze łzami w oczach powiedział, że nie zostawi mamy, bo jest kobietą jego życia. Zapytałem czy ma co jeść, a on pokazał mi leżącą na podłodze pleśniejącą główkę kapusty. Matka łypała z drugiego pokoju przez otwarte drzwi i chodziła w tę i z powrotem. Nie weszła ze mną porozmawiać.
– W pewnym momencie życia poczułem, że jestem jak pucharek, który się napełnia i jestem blisko momentu przelania się. Miałem w nocy coraz gorsze koszmary. Poranki poczucia bezsensu. Wstawałem i chciało mi się płakać. Zmuszałem się do chodzenia do pracy. Poszedłem kiedyś do psycholożki. Nie wzbudziła we mnie tyle zaufania żebym chciał powiedzieć wszystko. Nie każdy ma taki talent, żeby wyciągnąć komuś te nitki z głowy i zwinąć je w oddzielne kłębki. Uporządkować głowę. Mi się wydaje, że w mojej głowie jest dziesięć kolorów skłębionych nitek. Trzeba je rozplątać, złożyć na nowo i poukładać. Także poszedłem najpierw do tej psycholożki, ale dla mnie była słaba. Wydawało mi się, że mnie nie słucha. Niektóre moje wyznania trywializowała. Ileś warstw ze mnie ściągnęła, ale na koniec natrafiła na pancerz. To samo było na spotkaniach dorosłych dzieci alkoholików. Jest zawsze początkowy etap zapoznania się, ale w końcu dochodzisz do tego, że musisz stawić czoła demonom z przeszłości. Ja nie potrafiłem przed obcymi ludźmi. Wydaje mi się, że jest to trochę związane z polską homofobią. Musiałbym się uzewnętrznić w tej grupie. Niby każdy coś przeżył, ale Ty od razu stajesz się dla nich takim Pariasem. Jeśli nie możesz być sobą do końca to nie chcesz być gdzieś w ogóle. Mój psychiatra swego czasu doszukiwał się drugiego dna. Niby, że moja orientacja wynika z moich przeżyć i trudnej przeszłości. Tak jakby to było coś złego. A ja mówiłem mu, że dla mnie to nie jest nic złego. Nie jestem nieszczęśliwy dlatego, że jestem homoseksualistą. Jakbym był hetero to byłbym hetero po prostu. To na nic nie wpływa.
Za pierwszym razem jak poszedłem do psychiatry to chciał mi od razu przepisać psychotropy. W naszym społeczeństwie psychotropy kojarzą się bardzo źle. Nie ma wśród ludzi świadomości, że leczenie depresji i leki to jest wyrównywanie neuroprzekaźników, wyrównywanie poziomu serotoniny. Jest takie przeświadczenie, że jak bierzesz psychotropy to jesteś wariatem. A Ty masz wrócić do normalnego funkcjonowania. Leki mają Ci pomóc. Ja na początku bardzo się broniłem przed nimi. Ale też sobie nie radziłem. Po roku czasu się zgodziłem. Po miesiącu zaczęły działać. W końcu udało się takie leki dobrać i one mi pomogły. Na samym początku. Teraz wydaje mi się, że już na mnie nie działają. Każą mi je brać cały czas. Zobaczymy. Nie jest jakoś bardzo źle. Ale bardzo biorę do siebie wiele sytuacji. To co się teraz w Polsce dzieje. Gnębi mnie to psychicznie. Mam zdiagnozowaną depresję, stany lękowe, agorafobię, lek przed tłumem, przed ludźmi.
Myślałem o tym żeby odstawić leki. Ale nie mogę tego zrobić bez konsultacji z psychiatrą. Mój psychiatra kiedyś powiedział do mnie: – No dobrze to ja przepiszę Panu Xanax. Tylko w pewnym momencie, ja z tym Xanaxem przesadzałem. Jadłem to jak cukierki. Kiedyś już nie chciał mi dać recepty. Ja sobie załatwiłem od kogoś innego. Xanax to są benzodiazepiny. Bierzesz to i czujesz się lepiej. Mówiłem mu, że to mi pomaga ale ciągle chcę więcej. A on do mnie: – niech pan bierze doraźnie. Widzi co się ze mną dzieje i mi to przepisuje więc wiadomo, że od razu wykupię. Ostatnio przeczytałem, że benzodiazepiny są czwartym środkiem uzależniającym. Zejście z nich jest straszne.
Częściowo przez dość zwariowane życie i brak stabilności ciężko jest mi sobie wyobrazić siebie za dziesięć lat. Może w Kanadzie. To jest ta super opcja. W Kanadzie, szczęśliwego, może z dziećmi. Ale powiedziałem sobie, że jeśli nie będę miał możliwości adopcji dziecka to nie zrobię tego. Nie mogę tego zrobić w Polsce. Musiałbym wybrać albo bycie z kimś w związku albo wychowywanie samotnie dziecka. Albo będę do końca życia mieszkał w Polsce, tkwił w tym ksenofobicznym społeczeństwie. I umrę tutaj, tak jak żyłem.
Nie chciałbym przechodzić na emeryturę. Może dlatego, że dla mnie emerytura jest początkiem końca. Pogodzenie się z tym, że wchodzisz w ostatni etap. Mam wrażenie, że teraz to jest ostatni dzwonek żebym mógł coś zmienić w życiu. Jeszcze mogę zacząć gdzieś od nowa. Z jednej strony trochę się boję podjąć tę decyzję. A z drugiej strony jak patrzę na swoje życie to wiele razy musiałem je diametralnie zmienić. Już tyle razy wydawało mi się, że z jakiejś sytuacji nie wybrnę. A zawsze jednak lądowałem na cztery łapy. Myślałem też żeby do Berlina pojechać. Zawsze się bałem Niemiec. Szczerze to teraz mniej się boję Niemców niż Polaków. Berlin jest miejscem gdzie mógłbym być sobą. Jest bardzo wegański. Myślę, że nie miałbym problemu ze znalezieniem pracy. Język znam. Mam taki plan, że odkładam co miesiąc dwa tysiące złotych. Uzbierać i odłożyć na oszczędnościowe konto. Gdybym w razie czego wyjechał to wtedy chciałbym mieć pół roku oddechu w razie czego. Nie chcę wyjeżdżać z walizką w ręku i pięcioma dolarami. Chcę to zrobić w komforcie i na swoich warunkach. Nie wpędzę się znowu w biedo-życie.
Mnie trudne historie, aż tak bardzo nie ruszają, bo wiem jaki świat potrafi być okrutny. Częściowo przez moją historię. Częściowo przez to, że kiedyś pochłonęła mnie literatura Holocaustu. Zawsze przejmuję się tragedią i cierpieniem niewinnych ludzi. Mało rzeczy jednak może mnie zszokować.
Ojciec Dawida na bardzo późnym etapie życia trafia do domu opieki w Aninie, gdzie umiera w 2007 roku w wieku 87 lat.
– To tata pierwszy mówił mi, że najwięcej zdrowia jest w głąbie kapusty, a cukier, sól i mąka to trzy białe śmierci.