Miro szedł tanecznym krokiem w stronę parku aby pospacerować z Lejdi. Miał na sobie liliową kurtkę i ulubioną apaszkę. Dostrzegł krytyczne spojrzenia mijających go ludzi, ale był na etapie kiedy nie musiał się już niczym przejmować. Lubił nosić klipsy i miał pulchnego pudla, którego woził w wózku. Co komu do tego? Był starszym, samotnym panem, któremu nikt nie będzie mówił jak ma żyć.

Gdyby tak wrócić do Mediolanu. Przenieść się w czasie i znów usłyszeć owacje publiczności. Uwielbiał każdy fragment swojego minionego życia. To życie teraz przypominało zakurzoną powieść klasyka przeczytaną w młodości. Taką, która zmienia nas na zawsze. Potem ląduje w piwnicy, zwalniając półkę na współczesną literaturę. 

Miro był baletmistrzem. Zwiedził największe metropolie świata. Tworzył sztukę i miał pasję. Wierzył, że balet uczyni go nieśmiertelnym. Pomylił się. Nieszczęśliwy wypadek w czasie spektaklu pogrążył go na zawsze. Potem było już tylko gorzej. Bezskuteczne szukanie nowej definicji siebie po omacku doprowadziło go na skraj załamania nerwowego. 

Wrócił do Warszawy. Zamieszkał w Śródmieściu. Rodzina dawno się od niego odsunęła. Zawsze wymykał się schematom, a ludzie nie umieli tego zaakceptować. Zostało mu tylko trochę zdjęć i stroje, których blask przygasł. Lejdi była jego najlepszą przyjaciółką. Czasem budził się w nocy i czuł żal. Chciał tylko aby ktoś go kochał i był świadkiem jego życia, bo czy w pojedynkę w ogóle coś znaczymy? 

Wyjął Lejdi z wózka i puścił na trawnik. Wystraszona klaksonem sunia zerwała się nagle do szaleńczego biegu. Wskoczyła do nadjeżdżającego autobusu. Teraz Miro naprawdę został sam. Zrozpaczony wsiadł do następnego autobusu o tym samym numerze licząc na cud. Kiedy już stracił nadzieję, poczuł wibrację telefonu w kieszeni. No tak, przecież Lejdi miała na obroży zapisany jego numer. 

– Dzień dobry, mam na imię Aleksander. Chyba znalazłem Pana psa.

Miro poczuł ulgę jadąc pod wskazany adres. Drzwi otworzył mu smukły chłopak. Przybiegła Lejdi i historia chyliła się ku szczęśliwemu zakończeniu. Ale chłopak do złudzenia kogoś mu przypominał. Stali tak wpatrując się w siebie. 

– Wujku to Ty? 

Miro przypomniał sobie o bratanku, którego nigdy nie poznał. Dawno stracił kontakt z bratem. Na jakiekolwiek próby kontaktu rodzina zawsze reagowała alergicznie. Poddał się. 

Bratanek zaprosił go do środka i nad szklanką herbaty próbowali złożyć w całość elementy rodzinnej układanki. Jak opowiedzieć sobie te wszystkie lata? Jak przejść międzypokoleniowym mostem aby znaleźć zrozumienie w oczach tego chłopaka? Aleksander wyciągnął z szafy segregator i wręczył go wujowi. Miro zaczął go kartkować. Całe życie przeleciało mu przed oczami. Przeglądał historię swojej kariery z międzynarodowej prasy. Tam było wszystko. Dawno się tak nie wzruszył. 

– Wujku ja też jestem tancerzem. – powiedział Aleksander

Wrócili z Lejdi do domu po kilku godzinach. Miro poczuł się wolny od ciężaru codziennych myśli i zaczął planować kolejne spotkanie z Aleksandrem. Umówili się na jutro. Bratanek chciał zabrać go na próbę spektaklu i poprosić o kilka wskazówek. Tyle lat skrupulatnie śledził jego losy. Wuj dla niego był legendą. 

Budynek, który w ciągu dnia szumiał niczym ul ludzkich losów powoli zasypiał. Pod powiekami mieszkańców przewijały się obrazy minionej doby. Na ten wieżowiec w sercu miasta mówiło się potocznie „Igrek”. Był plątaniną korytarzy zaprojektowaną na planie przedostatniej litery alfabetu.

Miro zasypiając zrozumiał, że niepotrzebnie tracił tyle razy nadzieję. Przecież nie napisał jeszcze ostatniej litery w alfabecie swojego życia.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *