Jeśli prawdą jest, że miejsca, mury, ściany pamiętają i przenikają energią wydarzeń to Agora Smyrneńska gotuje się prawdziwie starożytnymi ploteczkami. Zwłaszcza, że to pierwsza Agora jaką ja miałam zaszczyt zwiedzić, która usytuowana jest w samym centrum współczesnej miejskiej aglomeracji, w tym przypadku Izmiru.
Handel, polityka, kultura, sprawy społeczne, religia, na Agorze było miejsce na to wszystko. Serce starożytnego polis. A co wyróżnia tę smyrneńską? Królowała tam w swoich świątyniach bogini sprawiedliwości i zemsty – Nemesis, to dzisiaj najlepiej zachowana rzymska Agora gdzie na ścianach odkryto ślady „grafitti” sprzed 2000 lat. Miłosne wyznania, rysunki gladiatorów, gierki słowne – dobrze wiedzieć, że smyrneńczycy byli trochę niegrzeczni. Jest mur, jest historia. Czy mamy to wygrawerowane w DNA, tę potrzebę zostawiania po sobie śladów?
Lubię się zastanawiać jakie ślady będzie się kiedyś odkrywało po nas.
Zbyt duże domy, gdzie wspólnota rozpuszcza się w okupionych wyrzeczeniami metrach kwadratowych, centra handlowe, pnące się do nieba szklane plantacje ludzi pracy, kościoły, o które siła stworzenia wcale nie prosiła. Wyolbrzymiam, ale tak teraz wygląda rzeczywistość.
Może te ślady starożytności i ruiny wciąż są wśród nas wcale nie bez powodu i wykracza on daleko poza doświadczenie zwiedzania nieznanego.
Samotne podróże pomogły mi poznać moje bratnie dusze rozsiane po kraju dziewięciu imperiów.
Moja przyjaciółka skręciła sobie papierosa, w milczeniu skierowałyśmy twarze w stronę zachodzącego nad Morzem Egejskim słońca. Dzieli nas na codzień prawie 3000 km. Ale tego dnia, pomiędzy pozostałościami kolumn Agory Smyrneńskiej znowu znalazłyśmy siebie.