„Nasz gospodarz siedzi na dachu, maluje obraz na kamieniu, a koty się patrzą.” 
Kasia przekazała mi co widzi po drugiej stronie patio, a mówiąc to przeciągała się leniwie. Było jeszcze wcześnie, ale słońce dało nam już wyraźny sygnał, że nie będzie dzisiaj nikogo oszczędzać. To pierwsza połowa października, ale w końcu byłyśmy w Mezopotamii, w południowej-wschodniej Turcji, jakieś 50 km od granicy z Syrią. Şanlıurfa to był nasz bilet do przedłużenia lata w sercu i na skórze muśniętej słonecznym dotykiem. Z Şanlıurfy skok na główkę w głębię historii.

Czym kieruję się w podróży? Intuicją i potrzebą sprawdzenia jaki jest prawdziwy człowiek w miejscu, które odkrywam. Jaka jest jego/jej historia. To coś co sprawia, że rozumiem lepiej świat, a w mojej głowie otwiera się to pudełko, z którego wysypuje się kaskadowo substancja nazywana pasją. Lubię ją. 

Polubiłam też Mehmeta, który wolał żeby mówić do niego Deniz (tak miał na drugie imię). Co drugi typ w Turcji ma na imię Mehmet, albo Ahmet. To zrozumiałe, że chciał się odróżniać. Introwertyk ze szczerym sercem i serdeczną aurą. 

Jego dom, choć skromny, to nieco eklektyczny. Co krok zaskakiwał, a to pięknym pniem drzewa znalezionym w czasie jakiejś wędrówki, a to czarnymi obsydianami, które przyjechały od przyjaciela z Kars żeby wygrzewać się w słońcu Şanlıurfy, czy też spektakularną ramą w której doskonale prezentował się graficzny obraz zwariowanej muchy. 

Częstował świeżo parzoną kawą, pistacjami, opowieściami o tym jak trzęsienie ziemi zmieniło miasto, o przyjaciołach z którymi celebruje wyprawy w naturę, o tym jak przemierzył Turcję imając się różnych prac, by w końcu zakochać sie w drewnie. Teraz rzeźbi, robi meble, wynajmuje podróżnikom pokoje w swoim domu, opiekuje się zgrają szalonych kotów których serenady i awantury były komediową scieżką dźwiękową naszych wieczorów i poranków.

Z Şanlıurfy wyjechałyśmy 10.10, wtedy kiedy otworzyła się brama numerologiczna. Tuż po śniadaniu składającym się ze świeżych mandarynek i granata pożegnałyśmy człowieka, który dosłownie przychylił nam nieba. I tak jak 10 w numerologii to symbol odważnego wejścia w następny rozdział, tak my wpłynęłyśmy na wody Eufratu z przyjemnie rozgrzewającym w sercu uczuciem. Dopóki słuchamy siebie, jesteśmy blisko własnej duszy i ludzi z historią, dopóty życiowym zachwytom nigdy nie będzie końca.


Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *