Dzisiaj sama dla siebie ogłosiłam chwilę na oddech. Dzisiaj przypomniałam sobie o swoich marzeniach i o tym, co daje mi siłę i inspirację. Strach i niepewność skumulowane w ostatnich tygodniach blokują i przytłaczają. Największym wyzwaniem jest wciąż marzyć, kochać, czuć pełną piersią. Dzisiaj jest dzisiaj. Jutro może na to wszystko być za późno. W związku z tym zapraszam was na wspólną podróż wspomnień…na Marsa, prosto nad „Jezioro lśniących wód”. Przed Wami Salda.
Nie miałam pojęcia o istnieniu tego jeziora kraterowego w południowo zachodniej Turcji. O Salda Lake dowiedziałam się przypadkiem od przyjaciela, który prowadzi butikowe biuro podróży w Kapadocji. Kiedy zaproponował spontaniczny wypad na kilka dni, to nie wahałam się ani chwili. Kilkunastogodzinny samochodowy roadtrip, mimo upału minął szybko, bo czas nie daje się we znaki kiedy okraszony jest historiami o jedynym miejscu na ziemi, które według badań naukowców NASA najbardziej odzwierciedla strukturę kraterów obecnych na powierzchni Marsa. Dojechaliśmy na miejsce późno w nocy. Znaleźliśmy nocleg w pensjonacie na szczycie wzniesienia tuż obok Saldy. Zasnęłam w poczuciu słodkiej niecierpliwości i oczekiwaniu na kosmiczny widok, który miał roztoczyć się przede mną już za kilka godzin.
W lutym 2021 na kraterze Jezero na Marsie wylądował łazik Perseverance. Zbadał dno krateru, który według badań kiedyś też był jeziorem oraz zebrał próbki z powierzchni, celem zbadania ich po powrocie na Ziemię. Jezero i Salda mają wiele wspólnego, między innymi minerały węglanowe, takie jak hydromagnezyt. Śnieżnobiałe skałki osadowe uformowane przez drobnoustroje, które otaczają Saldę, to ważna wskazówka dla naukowców, która jest drogowskazem w kwestii badań na temat życia na Marsie.
Głębokie na prawie 200 metrów, o powierzchni 43 m2, Jezioro Salda nie jest ulubioną destynacją zagranicznych turystów. Brak luksusowej infrastruktury hotelowej w moim mniemaniu był jednak wybawieniem. To, co innych zniechęca, mnie przyciąga, bo oznacza jedynie, że w tym miejscu zachowało się prawdziwe życie. Esencją takiego życia jest dla mnie pani robiąca cienkie placuszki gözleme z farszem i jej mąż, były policjant, opowiadający mrożące krew w żyłach historie, jak z kryminałów Agaty Christie. Takie życie to też umorusane tureckie dzieci, z gilem w nosie bawiące się beztrosko na brzegu pod opieką rodziców, czy ta legendarna prowizorka, która chociaż nie polukrowana zachodnim blichtrem, to ma w sobie więcej uroku i blasku niż wszystkie razem zebrane gwiazdki hotelowe w kurortach all inclusive. Przede wszystkim jednak przestrzeń. Pustka. Wiatr grający w uszach najpiękniejsze melodie. To miejsce, w którym przez chwilę poczułam się jak Ewa, pierwsza kobieta na Ziemi, świadkowa początku dziejów. Albo jak szalony mikrob, z zapałem tworzący krajobraz, który w przyszłości będzie zachwycał ludzi i przyprawiał naukowców o zawrót głowy. Wspominając moją ukochaną Anię z Zielonego Wzgórza mogę z powiedzeniem stwierdzić, że odnalazłam swoje Jezioro Lśniących Wód. Śni mi się do dzisiaj, inspiruje by tworzyć, pisać, podróżować i doświadczać. Każdy z nas ma takie w sobie. Ja jestem wdzięczna za to, że miałam możliwość zanurzyć się w moim.